piątek, 29 marca 2013

(nie)poprawne marzycielki

Właśnie przygotowuję prezentację na spotkanie "Punctum w fotografii", które organizujemy z grupą Fotodialog. Idea jest taka aby wspólnie z przybyłymi uczestnikami porozmawiać sobie przy piwie o fotografii... porozmawiać, a nie robić warsztaty, nie nawijać o sprzęcie, technice. Zobaczymy co z tego wyjdzie...

Szukałem w Google jednej z fotografii znajdującej się w książce "Światło obrazu" Barthes'a. Znalazłem ją, ale znalazłem też coś innego. Lubię za to wujka Google - zazwyczaj znajdujesz to czego szukasz + coś ekstra. 

Trafiłem na tą fotografię:

Enrique Metinides - Untilted, Meksyk 1979

   
Spojrzałem i pomyślałem "ładnie leży... taka rozmarzona". Dziwne skojarzenie? Być może. Ale wczoraj szukając zdjęć do prezentacji w jednej z książek zatrzymałem się przy innej fotografii:

Manuel Alvarez Bravo - Marzycielka, Meksyk 1931

Dwie marzycielki... 
Bo kto martwemu zabroni marzyć? 

Moje dziwne skojarzenia to jedno. Są jednak pewne fakty łączące obie fotografie. Zarówno Manuel Alvarez Bravo jak i Enrique Metinides urodzili się w Meksyku. Obie fotografie prawdopodobnie (bo nie jestem tego pewny) powstały w Mexico City. A jeśli tak? Obie fotografie dzieli 48 lat - teoretycznie więc bohaterki mogły się fizycznie spotkać w tym gorącym mieście... 

Enrique Metinides - ur. w 1934 r. nazywany jest meksykańskim Weegee. Obecnie w Nowym Yorku w galerii Aperture (jaka ładna nazwa dla galerii fotografii prawda?) jest jego wystawa:

Chciałbym ją zobaczyć na żywo. Ktoś ufunduje bilet do NY?

Bo kto żywemu zabroni marzyć...  


czwartek, 21 marca 2013

Elektra i Miki ...byle do wiosny

Mam już szczerze dość tej zimy... 
Z utęsknieniem czekam więc na lato i przeglądam stare zdjęcia na dysku. 

Lato, lato w Kołobrzegu - w porcie natknąłem się na "Elektrę", jej urokowi trudno było się oprzeć. Pierwsze zdjęcie zrobione w samo południe (skwar z nieba i bezchmurne niebo). Drugie bodajże dwa dni później z samego rana. Poszedłem po pieczywo na śniadanie i nieopatrzenie zabrałem ze sobą aparat i statyw... sklep był koło portu, a nad portem unosiła się delikatna mgła. Śniadanie oczywiście przełożono...
 


"Elektra" Kołobrzeg, 2011 - Karol Gustaw Szymkowiak


"Elektra" Kołobrzeg, 2011 - Karol Gustaw Szymkowiak


Powidz - zdjęcia wykonane z tego co pamiętam wczesną jesienią, ale i tak przypominają mi letnie wypady do Powidza. 


Powidz, 2011 - Karol Gustaw Szymkowiak


Powidz, 2011 - Karol Gustaw Szymkowiak


Z tymi zdjęciami związana jest taka oto historia. Pomiędzy pierwszym a drugim kadrem umarł mój stary statyw... a ściślej mówiąc odpadła mu jedna noga.  Statyw ze złamaną nogą jest jednak jak koń ze złamaną nogą. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że statyw rozpadł się na kawałki dosłownie 5 minut po tym jak w rozmowie z kolegą pochwaliłem go, że mimo, iż chiński i badziewny - to działa :) Tego dnia postanowiłem - nigdy więcej chińskiego badziewia. 

Byle do wiosny... 

wtorek, 19 marca 2013

modna para z Mediolanu



Poznań, 2012 - Karol Gustaw Szymkowiak

Mediolan, 2010 - Karol Gustaw Szymkowiak

Oczywiście, że baner "Hotel Włoski" nie był tam przypadkowo...

poniedziałek, 18 marca 2013

W cieniu starego orzecha...

Wstęp do postu „Zysk i strata” ze stycznia tego roku brzmiał:

„Kiedy fotografujesz, dokumentujesz jesteś przyzwyczajony do tego, że po pewnym czasie niektóre miejsca istnieją już tylko na Twoich fotografiach.”

Dziś niestety muszę to zdanie uzupełnić: miejsca i... ludzie.

Wczoraj wieczorem dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Zdzisława Kostrzewskiego bohatera moich fotografii, mieszkańca poznańskiego Sołacza.
--- --- --- 
Latem zeszłego roku Anna Gregorczyk zaprosiła mnie oraz Michała Sobczaka (jako przedstawicieli grupy.Fotodialog) do udziału w projekcie Poznańskiej Grupy Fotograficznej INNA  - „Mieszkańcy Sołacza”. Była sobota 4 sierpnia, mieliśmy kilka umówionych adresów, dwa pierwsze postanowiliśmy odwiedzić całą siedmioosobową ekipą. 
Drugim adresem był właśnie dom Państwa Kostrzewskich.

Zdzisław Kostrzewski zaprosił nas do ogrodu. Pod dużym, starym orzechem stał syto zastawiony stół. Było kilka minut przed południem, gospodarz poczęstował nas po polsku - kieliszkiem wódeczki, a zaraz potem zimnym pszenicznym piwem. Plener na pół godziny zamienił się w letni piknik. Pan Zdzisław opowiadał o historii domu w którym mieszkał, my zajadaliśmy śliwki i ciastka…

Zdzisław Kostrzewski wraz z uczestnikami pleneru, Poznań 4 sierpnia 2012 - fot. Karol Gustaw Szymkowiak

Zdzisław Kostrzewski wraz z uczestnikami pleneru, Poznań 4 sierpnia 2012 - fot.  Karol Gustaw Szymkowiak / Katarzyna
Sporo mówił o orzechu, w którego cieniu siedzieliśmy. O ile dobrze pamiętam mówił, że drzewo ma już ponad sto lat. Najwyraźniej był z niego dumny, był dla Niego ważny. Stąd też moja decyzja aby właśnie pod nim wykonać pierwsze fotografie. 

  Teodozja i Zdzisław Kostrzewscy, Poznań 4 sierpnia 2012 -  fot. Karol Gustaw Szymkowiak
Teodozja i Zdzisław Kostrzewscy, Poznań 4 sierpnia 2012 - fot. Karol Gustaw Szymkowiak
Z ogrodu Kostrzewskich widać było nowe bloki – „ich mieszkańcy z pewnością widzą z balkonu ten ogród, okazały orzech… być może marzą o takim ogrodzie” – tak wtedy pomyślałem. Ogród ten jest bowiem swoistym azylem w centrum dużego miasta. 

Państwo Kostrzewscy i uczestnicy pleneru, Poznań 4 sierpnia 2012 - fot. Anita Nowicka / Karol Gustaw Szymkowiak
Pani Teodozja i Pan Zdzisław nalegali abyśmy koniecznie zobaczyli jeszcze obraz znajdujący się w domu. Obraz, który najwidoczniej również był dumą właścicieli...

Teodozja i Zdzisław Kostrzewscy, Poznań 4 sierpnia 2012 roku - fot. Karol Gustaw Szymkowiak
Kilka minut później moje... nasze spotkanie z Panią Teodozją i Panem Zdzisławem dobiegło końca. Spotkanie, które zapewne każde z nas bardzo miło wspomina. Gospodarze przyjęli nas bardzo ciepło, serdecznie - jak przyjaciół. Opowieści i poczucie humoru Pana Zdzisława umilały czas między zdjęciami. Gdyby nie napięty harmonogram zapewne w ogrodzie Kostrzewskich spędzilibyśmy resztę dnia, na co gospodarz zresztą najwyraźniej liczył... 
--- --- ---  
Pozostały fotografie...

Myślę, że Pan Zdzisław odpoczywa teraz w cieniu swojego starego orzecha... 

gdzieś w innym wymiarze...

niedziela, 17 marca 2013

Żerków, Flexaret i "estetyka błędu"

Jak w tytule... leciwy Flexaret Va i leciwy Żerków.

A także "estetyka błędu"... a może należałoby napisać "estetyka błędów"?


Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

Żerków, 2013 - Karol Gustaw Szymkowiak

piątek, 8 marca 2013

Mięso, wędliny, drób czyli o bałaganie w polskich miastach

Wczoraj natrafiłem na informację o projekcie "Miasto reklamacja". Inicjatorką akcji jest Maria Fenrych, do której dołączyli Wojciech Augustyniak i Agata Rachuba. Grupa przez kilka miesięcy fotografowała Poznań w miejscach gdzie znajduje się dużo reklam, a następnie usuwała banery i szyldy w Photoshopie. Celem było pokazanie mieszkańcom, jak i właścicielom reklam jak wyglądałaby przestrzeń miejska oczyszczona z reklam. 

Strona projektu - MIASTO REKLAMACJA

Fotografie wykonywane przez grupę aktywistów nie są wysokich lotów, ale nie takie miały być... Projekt miał przede wszystkim otworzyć oczy na problem, który istnieje, a który zdaje się nie zawsze dostrzegamy. Zresztą samych banerów, szyldów w ich gąszczu też powoli nie zauważamy, co najwyżej wyłapujemy pojedyncze informacje z tego reklamowego szumu. 

Nie jestem zwolennikiem jakiś drastycznych przepisów zabraniających reklamowania własnej działalności - wręcz przeciwnie. Z drugiej strony to jak wyglądają niektóre miejsca, sklepy, restauracje, ulice można podsumować tylko jednym słowem - żenada. Ze strony projektu "Miasto reklamacja" dowiadujemy się, że są już pierwsze efekty akcji TUTAJ. To cieszy, tym bardziej, że sami przedsiębiorcy zdecydowali się na taki krok. I chyba słusznie, choć za nimi powinni pójść kolejni. Jeśli nie to "wyścig zbrojeń" na większe, bardziej kolorowe, bardziej pstrokate reklamy będzie trwał w najlepsze... a Ci, którzy nie postawią obok swojego sklepu wielkiej tablicy z napisami "najtaniej w mieście", "tylko u nas", "promocje!!!" przegrają z "krzykaczami".  

Szanse są, bo dziś niemal wszystkiego szukamy w internecie. Mało kto chyba wybiera się już np. do Poznania, szukać "w ciemno" np. sklepu z meblami. Kwadrans przy komputerze i mamy gotową listę, z adresami, które wklepujemy w nawigację. 
Z dwojga złego wolę banery w internecie niż na ulicach. Bo na te w internecie i tak nigdy nie klikam...

Zresztą reklamy, szyldy - nie są problemem samym w sobie. Problemem jest ich wygląd i rozmiar. Przeglądając stare fotografie (głównie z początku XX wieku) znanych mi miast zawsze zachwycam się skromnymi ale bardzo eleganckimi szyldami "Hotel", "Fryzjer", "Restauracja", którym towarzyszyły co najwyżej nazwiska ich właścicieli. Nazwiska były swoistą marką, która przyciągała klientów bardziej aniżeli krzykliwy szyld zasłaniający połowę knajpy...

Mięso, Wędliny, Drób - Pyzdry, 2012 - Karol Gustaw Szymkowiak

W Pyzdrach znalazłem taki sklep jakby z dawnych lat. "Mięso, wędliny, drób" i człowiek od razu wie co może tam kupić. Ładny krój literek prawda? Niestety z tego co wiem sklep już nie funkcjonuje... ktoś miał większy szyld? 

Motozbyt - Września, 2012 - Karol Gustaw Szymkowiak

Motozbyt we Wrześni działa! Od 1945 roku... 

Można...